Zastanawiasz się skąd, ta dość obco brzmiąca nazwa, kawiarni usytuowanej w podlubelskiej wsi. Wyjaśniam – Arisha, to w kulturze Bliskiego Wschodu miejsce w domu, gdzie codziennie spotyka się rodzina aby spędzić ze sobą swój wolny czas – porozmawiać , przygotować kawę po arabsku, zaparzyć wspaniałą herbatę z ziołami, habbak, mirra, carcade czy zapalić shishę – fajkę wodną. Prawie każdy dom ma swoją arishę.

Podróżując po krajach Bliskiego Wschodu bardzo spodobała się nam idea ARISHY. Ja i moja żona także chcieliśmy mieć takie miejsce, w którym moglibyśmy pobyć razem ze swoimi Przyjaciółmi i Gośćmi.

Nasi Goście doceniają czas spędzony w Arishy. Staramy się, aby nie była ona tylko miejscem gdzie serwuje się napoje, ale także miejscem odpoczynku, w otoczeniu soczystej zieleni ogrodu i kwiatów. W Arishy, urządzonej w stylu lah-batita – „chaos” każdy odnajduje przestrzeń dla siebie – „swoje klimaty” – po prostu miejsce gdzie dobrze się czuje.

Aby cieszyć się niezwykłą atmosferą Arishy aż do późnej jesieni, nasz stolarz artysta z pod Parczewa, Pan Mirek zbudował kominek. Ciepło i magia ognia w czyni pobyt w niej jeszcze bardziej relaksacyjnym.

W Arishy spotykają się różni, ciekawi ludzie. Bardzo nas cieszy, że zapoznają się ze sobą, rozmawiają, odpoczywają w tym miejscu. Po to właśnie jest Arisha.

Arisha i moja kawa

Moja żona kocha dobrą kawę, ja kocham dobrą kawę. Poznaliśmy jej prawdziwy smak podczas zwiedzania kraju, gdzie jedzenie i kawa o określonych porach dnia są ważniejsze nawet od Mszy Świętej. Mówimy o ojczyźnie ekspresów ciśnieniowych do kawy i dobrego żarcia, Italii.

Rano nie ma nic lepszego niż szybkie espresso lub wspaniałe cappuccino przygotowane ze świeżo zmielonej ziarnistej kawy. Takiej kawy potrzebowaliśmy i my. Problem polega na tym, że w naszym kraju nie ma tradycji picia kawy jak w Italii i praktycznie trudno napotkać malutką cafeterię w pobliżu domu, w której możesz ramo napić się dobrej kawy.  Rozwiązanie tego problemu jest tylko jedno. Trzeba taką kawiarnię urządzić sobie w domu i nauczyć się zawodu baristy, mistrza od wyciskania prawdziwego smaku kawy.

Dlatego zacząłem od edukacji, przeczytałem cały Internet, obejrzałem całego YouTuba i dowiedziałem się, że muszę zmienić maszynę ekspresu do kawy, młynek do kawy, stację uzdatniania wody pod ekspres i wiele innych rzeczy, o których wcześniej nie miałem pojęcia, że są ważne przy wyciskaniu włoskiego espresso. Wybór padł na hiszpańską firmę Ascaso. Kupiłem maszynę. Po kilku miesiącach prób, testów nauczyłem się robić prawdziwe espresso. Wprawdzie wylałem kilkadziesiąt litrów espresso do zlewu ale efekt prób był dla mnie zadowalający. Koszty edukacji.

Niestety ponownie okazało się, że ten ekspres nie jest w stanie dobrze spienić mleka pod cappuccino czy latte. Moja żona uwielbia poranną kawę w wersji caffe latte, ja też lubię poranny widok takiego koloru kawy. Tak więc, znowu przeczytałem cały Internet i obejrzałem całego YouTuba i wiedziałem, że muszę wymienić domowy ekspres do kawy na taki ekspres jaki stoi w każdej porządnej kawiarni. Maszynę profesjonalną. Niestety takie zabawki nie są tanie, ale zamiast kupić nowe porsche (żarcik), kupiłem taką maszynę.

Okazało się wkrótce, że zasada „dużo sprzętu mało talentu” działa i nie potrafię profesjonalnie spienić mleka do cappuccino. Poświęciłem miesiąc czasu na obejrzenie wszystkich filmów na YouTube jak spieniać mleko do kawy. Oglądałem je nawet klatka po klatce aby poznać technikę baristów. Dodatkowo uczyłem się spieniania mleka w moim ekspresie. Wylałem do zlewu ponad 100 litrów mleka aby dojść do prawie zadowalających wyników. Wtedy podjąłem decyzję, że muszę mieć korepetycje i szkolenie profesjonalnego baristy. Moja córka, Milenka, pomogła znaleźć odpowiednią osobę, wysokie miejsce w Polsce w konkursie baristów w rysowaniu mlekiem – latte art.

Ten krok okazał się strzałem w dziesiątkę i po kilku lekcjach już wiedziałem gdzie popełniałem błędy. Niesamowite jest to , że drobne zmiany w technice trzymania dzbanka, ustawienia dyszy z parą wodną mogą mieć takie znaczenie. To były dobrze wydane pieniądze na zdobycie tej wiedzy. Spienione mleko teraz wyglądało jak mokra biała farba. Zero pęcherzyków powietrza w strukturze.

Potem niechcący zobaczyłem jakie piękne serduszka, rozety, łabędzie można rysować takim mlekiem na kawie. Scenariusz postępowania już miałem: 3 miesiące oglądanie filmów poklatkowo, wylanie kolejnych 100 litrów kawy z mlekiem do zlewu i znowu korepetycje z rysowania serduszek na kawie. Wiem, na stare lata facetom odbija…

Od tego czasu ćwiczę codziennie robiąc cappuccino i rysując serduszka z mleka czyli latte art. Po roku spieniania mleka mogę stwierdzić, że umiem spienić mleko pod cappuccino czy caffe latte art. Myślę, że gdybym robił 200-500 kaw dziennie to efekt czasowy byłby szybszy ale nie mam tylu chętnych na kawę codziennie. Szkoda mi także wylewać cappuccino do zlewu, bo tak robię gdy trenuję rysowanie serduszek z spienionego mleka. Z rysowaniem jest gorzej, nie mogę powiedzieć że 100 na 100 mi się udaje, ale ciągle trenuję…

Dlatego też zapraszam WSZYSTKICH na pierwsze poranne cappuccino czy caffe latte z serduszkiem do Arishy. Nic za to nie zapłacisz. Bo ja muszę doprowadzić rysowanie serduszek do perfekcji.